„Zwiastuję wam radość wielką, która będzie udziałem całego narodu, dziś narodził się nam Zbawiciel, którym jest Chrystus Pan” (Łk 2, 10-11)
Ta radość, którą zwiastował Anioł pasterzom w Betlejem, przez dwadzieścia wieków wypełnia serca tych, którzy uwierzyli w Jezusa Chrystusa. Ta radość płynie z faktu, że „dziś narodził się nam Zbawiciel”. I chociaż działo się to dwa tysiące lat temu, to jednak dziś na nowo rozbrzmiewa ta wieść i wypełnia serca, domy i kościoły. Patrzymy na nowo w żłóbek i złożone w nim Dziecię na sianie.
W ciągu roku jest wiele takich dni, na które z niecierpliwością czekamy. Oprócz ważnych dat osobistych należą do nich wpisane w polską tradycję i kulturę święta Bożego Narodzenia. Gdzieś na boku pozostawiamy wtedy sprawy dnia doczesnego, a serce tęskni za jakąś niespełnioną tajemnicą. Jest w tym oczekiwaniu nadzieja na wyjątkowe przeżycie i ciągłe ludzkie pragnienie nowego i lepszego jutra. Boże Narodzenie to zapach zielonej choinki, mieniącej się wielością świecidełek, kruchość białego opłatka w dłoni, łza szczęścia, że jesteśmy sobie tak bliscy, także radość dzieci z gwiazdkowych prezentów. Boże Narodzenie to przede wszystkim zaduma nad tajemnicą Bożego Wcielenia.
Jakże często przychodzi przeżyć rozczarowanie. Nagle okazuje się, że pomimo pachnącej choinki, białego, kruchego opłatka, znów było szaro i zwyczajnie, bowiem nikt w tym dniu o nas nie pamiętał. Byliśmy sami ze swoimi problemami, ze swoim cierpieniem. Samotność czterech ścian, dolegliwości chorobowe oraz niezrozumienie ze strony najbliższych to częste problemy ludzi w podeszłym wieku. Takich ludzi nie brakuje w naszym otoczeniu. Często ich nie zauważamy, choć może mieszkają w tym samym bloku, przez ścianę.
Może dzieli ich tylko niewielkie ogrodzenie na tej samej ulicy. Nie możemy o nich zapomnieć, szczególnie w dzień Wigilii, w dzień Bożego Narodzenia.
Czas Bożego Narodzenia to czas narodzin w naszych sercach miłości i radości. Dzielmy się tą radością z drugim człowiekiem, szczególnie ubogim, samotnym i cierpiącym.
Boże Narodzenie w tradycji
Święto Bożego Narodzenia zostało ustanowione w Rzymie z początkiem IV w., a datę 25 grudnia wybrano, by usunąć pogańskie święto narodzenia niezwyciężonego słońca, które obchodzono właśnie w czasie zimowego przesilenia. Kościół bowiem wskazuje światu Chrystusa, jako prawdziwe światło. Z Jego narodzeniem zaczęła się nowa era światła.
Kiedy św. Józef udał się z Maryją do Betlejem „… nadszedł dla niej czas rodzenia: I wydała na świat Syna pierworodnego, owinęła Go w pieluszki i położyła w żłobie, bo zbrakło dla nich miejsca w gospodzie” (Łk 2, 6-7).
Według najwcześniejszych wierzeń Matka Boża, jak każda kobieta urodziła w cierpieniu. W stajence obecny był tylko św. Józef oraz stojące tam wół i osioł. A bardzo dawne legendy podają, że przy Matce Bożej czuwały dwie położne: ufna Zelemi i niewierna Salome. Zelemi uwierzyła, że Maryja w nadprzyrodzony sposób pozostałą dziewicą, oddała Najświętszej Panience i cudownemu dziełu Boga należną cześć. A Salome zapragnęła dowodów. Rozgniewał się Bóg i ukarał podejrzliwą kobietę; uschła jej ręka. Jakże gorzko Salome zapłakała przekonawszy się, że dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych! W jednej chwili uwierzyła mocniej niż ufna Zelemi. Wtedy Bóg cofnął karę i sprawił, że ręka Salome ozdrowiała. Historię tę chętnie odgrywano w bożonarodzeniowych jasełkach, mających już prawie osiemset letnią tradycję. Twórcą pierwszych jasełek był św. Franciszek z Asyżu. Innym popularnym tematem tych misteriów była kąpiel Dzieciątka Jezus – symbol chrztu św. Wykąpane Boże Dzieciątko kładziono do żłóbka.
Z biegiem czasu ugruntował się dogmat o niepokalanym poczęciu Maryi. Szerzyło się przekonanie, że Ona jedyna bez bólu wydała dziecko na świat. Tylko Ona nie podlegała przekleństwu rzuconemu na Ewę, bo tylko Jej – narodzonej bez skazy grzechu pierworodnego – nie dotyczyły gniewne słowa Boga, wypędzającego pierwszych ludzi z raju. Od XVI w. Jasełka przedstawiały Matkę Bożą nie cierpiącą, ale pełną uduchowionej radości Niewiastę, która oczekiwała rozwiązania klęcząc i modląc się. Później złożyła nowo narodzonego Syna na rąbku sukni, a jasność bijąca od Dzieciątka zaćmiła świeczkę św. Józefa, napełniła stajenkę i wystrzeliła na zewnątrz, w noc świetlistymi promieniami. Zaś Maryja najpierw oddał Jezusowi hołd, przywitała Go cichą adoracją, jako swego Pana i Boga i dopiero wtedy przytuliła Dzieciątko do siebie, jak każda Matka. Gdy Boża Dziecina spała, na polskie wsi panowała cisza. Nie wolno było hałasować, stukać, kołatać, aby nie obudzić śpiącego Dzieciątka. Nawet krzykliwe zazwyczaj dzieci tego dnia zachowywały się spokojnie.
W zadumie mijało pierwsze święto Bożego Narodzenia. Tylko czasem ksiądz się trochę rozgniewał, bo chociaż zabronił, znów jak co roku łobuzy słomę po pawimencie rozwlekali, a na Mszy św. porannej, pierwszej przed późnym grudniowym świtem, gdy przy ołtarzu właśnie śpiewał Gloria in excelsis…, z chórów po obu stronach popłynęły ptasie świergoty, trele i kląskania. To dzieci szkolne wygrywały na trzcinowych piszczałkach.
Od Pasterki zaczynały się gody zwane inaczej Dwunastnicą – od dwunastu kolejnych dni trwających do Trzech Króli i obrazujących dwanaście miesięcy roku. Pogoda i wydarzenia w każdym z tych dni przepowiadały, jakie będą miesiące całego roku. 25 grudnia informował, jaki będzie styczeń, 26 grudnia – luty, 27 grudnia – marzec itd. Ranek to początek miesiąca, południe – środek, wieczór – koniec. Stąd wierzenia i zabiegi magiczne każdego z dwunastu godnich dni odpowiadały obrzędom dokonywanym w odpowiednich miesiącach roku.
Ta sama wiara w konsekwencji wydarzeń i pogody przyświecała gospodyniom, gdy układały na okienku szereg dwunastu łupin od cebuli napełnionych solą, aby się dowiedzieć, jaka będzie pogoda w każdym z dwunastu miesięcy nadchodzącego roku. Sprawdzano z rana: Jeśli sól sucha, to i posucha grozi w danym miesiącu, jeśli wilgotna – będzie padać.